niedziela, 19 lutego 2012

Lekcja 12. Tortury czarownic

Obawa przed oddziaływaniem szatana zrodziła prawdziwą klęskę średniowiecza. Wobec takich nastrojów w 1215 roku powołano do życia sądy kościelne, które miały oceniać prawowierność i karać tych, którzy ją łamali oraz walczyć z herezją i czarami. Pieczę nad tymi sądami objęli dominikanie, którzy korzystali z szerokich egzempcji w stosunku do kleru świeckiego. Nie tylko więc byli wyjęci spod wszelkiej zależności od niego, ale również mieli prawo spełnienia wszelkich funkcji duszpasterskich. Największą jednak prerogatywą dominikanów było przekazanie przez papieży w ich ręce Świętej Inkwizycji.

Coraz popularniejsze więc stawały się procesy czarownic, do których podjęcia i usprawiedliwienia przyczynił się ówczesny antyfeminizm, który szerzył klerykalną nienawiść do kobiety, jako potencjalnego sprzymierzeńca diabła. Istotną rolę odegrała tu bulla papieża Innocentego VIII, która upoważniała inkwizytorów do tropienia czarownic. Tak się przy tym składało, iż owe „czarownice” rekrutowały się przede wszystkim z biedniejszych warstw ludności, głównie wiejskiej. Rzadko oskarżano o czary szlachcianki lub kobiety patrycjatu miejskiego.

Polowania na czarownice wystąpiły masowo już w XIV wieku, powodując śmierć na stosie olbrzymiej liczby niewinnych istot, w zasadzie prawie wyłącznie kobiet, które jakoby ściągały za pomocą czarów nieszczęścia na bliźnich. Zeznania dręczonych przez inkwizytorów ofiar, które pod wpływem tortur potwierdzały najbardziej absurdalne oskarżenia, przyczyniały się do wzbogacenia wiadomości z zakresu demonologii i sprowadzały tym sroższe prześladowania na wszystkich podejrzanych.

Wiara w czary szerzyła się w najrozmaitszych warstwach społecznych. Ulegali jej monarchowie, a nawet papieże, którzy swych wrogów politycznych oskarżali nie tylko o herezję, ale również o czary. Trudno się dziwić, że przy takiej zachęcie spod pióra inkwizytorów wyszedł fachowy w tej sprawie przewodnik pt. Młot na czarownice (1486), który szczegółowo omawiał sposób postępowania z oskarżonymi. Ukazanie się go w druku było więc kolejnym impulsem do podejmowania co raz to nowych procesów.

Młot i inne podręczniki inkwizycji instruowały, jak na pierwszy rzut oka rozpoznać czarownice, jak zmusić je do przyznania się do winy, jak wykorzystać informację donosicieli, w jaki sposób i jak długo torturować podejrzanego. Ta literatura o czarach dostarczała takiej argumentacji, która praktycznie pozwalała wykluczyć możliwość uratowania osoby raz już wprowadzonej w tryby procesu o czary.Ponieważ zaś inkwizycja mogła nakładać kary, których konsekwencją było nawet spalenie na stosie i konfiskata majątku oskarżonego, jej członkowie budzili coraz większy postrach w społeczeństwie.
Tymczasem nie tak miało być. Gdy w jakimś mieście podejrzewano kogoś o czary, przybywał tam inkwizytor - zwykle zakonnik powyżej czterdziestego roku życia, najczęściej dominikanin, absolwent teologii, znawca prawa kanonicznego i świeckiego, zdolny mówca. W kazaniu wzywał czarownice, by zjawiły się przed obliczem sędziów, dając im na to od 15 dni do 1 miesiąca.
Cały proces o czary był znacznie uproszczony, a system dowodów ułatwiony. Do wszczęcia postępowania wystarczało jakiekolwiek doniesienie, najczęściej prywatne, potwierdzonym zeznaniami świadków, zwykle dwóch, choć gdy oskarżenie dotyczyło człowieka o nieposzlakowanej dotąd reputacji, sędzia mógł żądać większej liczby świadectw oraz tak zwana nominacja (powołanie), uczyniona przez już oskarżoną czarownicę, zazwyczaj na torturach, pytaną o inne znane jej czarownicę. Nic więc dziwnego, że okazywały się nimi czasem nawet wszystkie mieszkanki danej wsi. Podejrzaną o czary aresztowano, trzymano ją w tzw. „beczce czarownic” lub w kłodzie, by odizolować ją od ziemi i uniemożliwić tędy przyjście jej z pomocą diabła.

Oskarżona sama odpowiadała na zarzuty przed trybunałem - miała prawo mówić tak długo, jak sobie życzyła. Mogła też mieć obrońcę, ale jego zadanie ograniczało się do przekonywania, by przyznała się do winy. Wobec tego nie wszyscy korzystali z jego usług. Takiego wsparcia odmówiła na przykład Joanna d’Arc, niewinnie oskarżona bohaterka francuska.

Według Kodeksu Karnego tortury to każde działanie, którym jakiejkolwiek osobie umyślnie zadaje się ostry ból lub cierpienie, fizyczne bądź psychiczne, w celu uzyskania od niej lub od osoby trzeciej informacji lub wyznania, w celu ukarania jej za czyn popełniony przez nią lub osobę trzecią albo o którego dokonanie jest ona podejrzana, a także w celu zastraszenia lub wywarcia nacisku na nią lub trzecią osobę albo w jakimkolwiek celu wynikającym z wszelkiej formy dyskryminacji, gdy taki ból lub cierpienie powodowane są przez funkcjonariusza państwowego lub inną osobę występującą w charakterze urzędowym lub z ich polecenia albo za wyraźną lub milczącą zgodą.

W średniowiecznym dochodzeniu nie od razu je stosowano, choć nieodłącznie mu towarzyszyły. Przystępowano do nich, gdy znaleziono świadków przeciw danej osobie.
Aby kogoś skazać, ten musiał przyznać się do winy. Jednak wymuszone zeznanie nabierało mocy prawnej dopiero wtedy, gdy zostało dobrowolnie potwierdzone, dlatego sąd najpierw przekonywał oskarżonego lub oskarżoną do przyznania się.
W przypadku kobiet oskarżonych o czary stosowano inną procedurę. Sędziowie na początku poddawali ją tzw. „próbom”, zwanym Ordaliami. W zasadzie nie miały one charakteru tortur, choć niektóre ich elementy mogły powodować ból i cierpienie.

Próba zimnej wody (pławienie) - oskarżoną zanurzano w wannie, ponieważ uważano, iż czarownica nie musi oddychać oraz, że woda jako żywioł czysty nie może przyjąć zbrodniarki , gdy kobieta topiła się uwalniano ją; próbę tę najczęściej przeprowadzał zawodowy łowca czarownic.

Próba gorącej wody - oskarżona musiała włożyć dłoń po nadgarstki do naczynia z gorącą wodą i wyjąć przedmiot (najczęściej kamień zawiązany na sznurku) leżący na jego dnie; poparzona dłoń i sposób gojenia się ran była dowodem winy lub niewinności.
Próba kąpieli (topnienie)- podejrzaną o czary umieszczano w wannie z przefiltrowaną przez prześcieradło wodą święconą, następnie wodę filtrowano powtórnie, jeżeli na płótnie znalazły się pyłki oskarżona stawała się winną.
Próba wagi - oskarżoną dokładnie ważono, jeżeli wynik nie zgadzał się z odpowiednimi tabelami kobieta była winna (czasami na drugiej szali wagi kładziono Biblię - tylko gdy waga pozostawała w równowadze uniewinniano oskarżoną)


Próba igły - kobiety rozbierano, golono i przywiązywano do krzesła; otwierano drzwi i oczekiwano na przybycie jakiegoś zwierzęcia (wierzono, że uprawiający czary ma swego opiekuna - diabła - pod postacią zwierzęcą); gdy pojawiła się mysz, szczur, a nawet owad - był to znak wystarczający, a inkwizytor poddawał wtedy ciało drobiazgowym oględzinom w poszukiwaniu znamienia, mającego zaświadczać o układach z szatanem. Gdy je znalazł nakłuwał ciało igłą - nakłucie to nie powinno powodować krwawienia ani bólu.
Próba łez - opierała się na przeświadczeniu, że czarownice nie są zdolne do ronienia łez. Inkwizytor zaklinał podejrzaną na łzy Jezusa Chrystusa, by choć jedną łzę uroniła jeśli jest niewinna; nawet gdy podejrzana, przerażona czy zemdlona zapłakała, można to było przypisać sprawkom szatana - wtedy należało poddać badaną następnej, innej już próbie.
Próba ognia - kobieta musiała przejść po rozżarzonych węglach albo między płonącymi stosami, jeżeli ogień jej nie parzył znaczyło to, że zna już ogień piekielny.

Próby znały już ludy pierwotne, sięgające korzeniami czasów pogańskich, a zostały zaakceptowane i utrwalone w okresie chrześcijaństwa, ponieważ w sposób pośredni umacniały pozycję kościoła. Formalnie, od 1215 r. na mocy decyzji soboru ordalia zostały zakazane.
Do najpopularniejszych tortur zaliczał się łańcuch. Przesłuchiwanych wieszano za ręce wykręcone do tyłu i podciągano na bloczku. Czasem szarpano łańcuchem albo dodatkowo obciążano ofiarom nogi. Innym nieprzyjemnym urządzeniem był kolczasty fotel, na którym przesłuchiwany musiał oprzeć plecy i ręce, w które wbijały się kolce.

Kozioł Czarownic przeznaczano specjalnie dla kobiet podejrzanych o czary. Sadzano je okrakiem na klocu drewna w kształcie piramidy o ostrym czubku. Krawędź „siedziska” zagłębiała się w ciało ofiary. Często stosowano również „Żelazną Dziewicę”. Skazaną zamykano w żelaznym w pudle, którego wewnętrzne ścianki były pokryte sterczącymi gwoździami. Niezwykłym okrucieństwem odznaczali się ludzie, którzy używali rozwieracz. To urządzenie wkładano w intymne części ciała podejrzanych, a następnie rozwierano za pomocą śruby. Żelazne "płatki" powoli rozrywały wnętrzności torturowanych. Urządzenie to przeznaczano dla kobiet oskarżonych o kontakty seksualne z szatanem oraz mężczyzn posądzanych o grzech sodomii. Gruszkę też wkładano do ust, aby „uciszyć” ofiarę.
Tron dziewiczy to krzesło wyposażone w kolce i uchwyty służące unieruchomieniu ofiary. Krzesła metalowe mogły być, dla wzmocnienia tortury, dodatkowo podgrzewane. Wymuszenie w ten sposób przyznania się do popełnienia zarzucanego czynu mogło trwać od kilkunastu minut do kilkunastu dni. Dla uzyskania pożądanego efektu, ofiary sadzano na takim krześle nago.

Dyby - dwa duże kloce drewna, położone jeden na drugim i następnie skręcane śrubą. W każdym klocu wyżłobione były otwory, odpowiednio na głowę i ręce lub nogi. Po odsunięciu górnego kloca ofiara wkładała swe członki w przygotowane wyżłobienia, następnie opuszczano kloc górny i przykręcano śruby. Ponieważ szerokość dłoni, stóp czy też głowy była większa niż wydrążonych otworów, nie sposób się było wyswobodzić z takiego zamknięcia. Dyby zakładano na ręce i głowę, niekiedy tylko na nogi. Gdy przymocowany dyby na pewnej wysokości, przenoszącej wzrost ofiary, a zakuto tylko nogi, zakuty miał nogi u góry, a głowa zwisała swobodnie w dół, co nie było pozycją wygodną.
Jednak najbardziej znienawidzonym przez torturowanych i budzącym postrach narzędziem tortur było Łoże Sprawiedliwości, czyli ława, na której kładziono skazańca z unieruchomionymi rękami i nogami, a następnie rozciągano go aż do rozdarcia mięśni. Część łóżek wyposażono w wałki nabijane kolcami. Do nóg torturowanego przywiązywano 50-funtowy ciężar, który miał służyć lepszemu wyciąganiu stawów. Rozciąganie odbywało się za pomocą specjalnego kołowrotka zainstalowanego u wezgłowia pryczy. Często kat stosował tortury dodatkowe, polegające na ześrubowaniu rąk i nóg, podpalaniu ciała, czy szarpaniu rozżarzonymi szczypcami.
Wymieniłam tu tylko kilka narzędzi do zadawania ludziom bólu.



Ściśle określano czas zadawania cierpień. Teoretycznie zezwalano na tortury jednogodzinne, a gdy nie kończyły się one przyznaniem do winy, można je było wznowić po kilku dniach. Na  nadużycie oskarżony mógł się poskarżyć do wyższej instancji. Naturalnie, jeżeli był jeszcze w stanie...
W razie braku pełnego dowodu można było wymierzyć karę z podejrzenia - lżejszą (np. kara śmierci zwykła zamiast kwalifikowanej). Podobna sytuacja występował w wypadku, gdy ofiara zeznawała bez oporów - w drodze łaski duszono ją przed spaleniem. Przed ogłoszeniem wyroku sądzony miał prawo odwołać się do papieża, ale sąd musiał to odwołanie zaakceptować. Najczęściej argumenty oskarżonego uznawano za zbyt błahe, by zawracać nimi papieżowi głowę - i wyrok wykonywano.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz